Z rodzinnego Oleska wyjechałem, jako 12 letni chłopiec z rodzicami i starszym bratem. Jechaliśmy pociągiem towarowym przez dwa tygodnie. Osiedliliśmy się w Węgorzynie. Tu zastaliśmy ludność niemiecką, która nie zdążyła uciec do Niemiec. Płakali i narzekali na Hitlera.
Polakom osiedlonym w Węgorzynie też było bardzo przykro, że musieli zostawić swoje rodzinne strony. Moi znajomi i koledzy z piaskownicy rozjechali się po całej Polsce: są w Gnieźnie, Krakowie, Koszalinie, Łobzie, Warszawie, Wrocławiu. Zajmują niejednokrotnie wysokie stanowiska państwowe.
Jestem dumny, że urodziłem się w grodzie hetmana Jana III Sobieskiego, zwycięzcy spod Wiednia. Mile wspominam z tamtego okresu zwiedzanie zamku Sobieskich. Utkwiło mi w pamięci zdarzenie, gdy zostałem skarcony przez kustosza zamku za dotknięcie bucików Jana III. Przypominam sobie, że na środku dziedzińca była ogromna, głęboka studnia z kołowrotem. Zamek był okazały i piękny, jedyna droga doń prowadziła przez wielką, dębową bramę. Zbudowano go na wysokiej górze, otoczonej głęboką fosą w XIV wieku.
W czasie wojny 1939 – 1945 r. zamek był wykorzystywany, jako więzienie - kiedy w 1939 roku ziemie okoliczne zajęli Rosjanie, zniszczyli go i ograbili. Przetrzymywali w nim żołnierzy - Polaków - wziętych do niewoli. Mieszkańcy Oleska dostarczali więźniom żywność przekupując strażników, jednym z tych, którzy zbierali i dowozili żywność, był mój znajomy, śp. Władysław Maksymowicz.
Uwięzieni żołnierze pracowali przy naprawie drogi (mieszkałem obok, przy ul. Kolejowej). Praca była bardzo ciężka a oni wyczerpani i bardzo głodni. Prosili o jedzenie, lecz strażnicy nikogo do nich nie dopuszczali i zabraniali podawać żywność. Starsi koledzy wpadli na pomysł, by chleb, ziemniaki i jabłka zakopywać wśród kamieni używanych do naprawy drogi, których sterty leżały obok. Rankiem, gdy jeńcy wracali do pracy wykopywali chleb, jabłka i ziemniaki. Piekli potem te ziemniaki w ognisku a Rosjanie nie mogli się nadziwić, że "polaczki kamieni kuszajut".
W kupach kamieni żołnierze chowali listy do swoich rodzin, zaznaczając miejsce umówionym znakiem. My te listy odszukiwaliśmy, a starsi koledzy kupowali znaczki na poczcie i wysyłali. Była to wielka tajemnica i nikt o tym nikomu nie mówił.
Niedawno w telewizyjnych wiadomościach historycznych, taki list nadany przez oficera z zamku w Olesku, był czytany przez jego rodzinę. Mieszkańcy Oleska nie słyszeli, żeby oficerowie więzieni w zamku byli rozstrzelani na miejscu. Prawdopodobnie zostali wywiezieni do Katynia. Były to ostatnie wiadomości, jakie dotarły do rodzin oleskich jeńców.
W czerwcu 1941 roku wojska hitlerowskie napadły na Rosję. Do Oleska weszli Niemcy. Jakiś czas potem w prasie lokalnej ukazały się artykuły i zdjęcia oficerów pomordowanych w Katyniu przez Rosjan. Pamiętam jak mój ojciec czytał te artykuły z sąsiadem z pobliskiej posesji, śp. Bronisławem Morelewiczem.
Niemcy również wykorzystali zamek i pobliski klasztor, jako więzienie. Ze wszystkich okolicznych miejscowości zwozili tu Żydów. Około 3 kilometry od Oleska była "Biała Góra" (nazwa wywodzi się od tego, że były tam duże pokłady kredy). Niemcy samochodami wozili tam żydowskich więźniów, by kopali doły w pokładach kredy. Pewnego dnia, wiem to z opowiadań mojego brata, z kolumny jadących samochodów wyskoczyła Żydówka z małą dziewczynką. Natychmiast zostały przez Niemców zastrzelone. Leżały na poboczu drogi przez kilka dni, jako ostrzeżenie przed ucieczką innych. Zastrzelone Żydówki widziałem i bardzo się bałem.
Na poboczu drogi stały niemieckie straże, które pilnowały również, żeby z transportu nie wyrzucano żadnych wartościowych przedmiotów - złotych pierścionków, kolczyków itp. Kiedy doły zostały wykopane na odpowiednia głębokość, wszyscy Żydzi zostali przez Niemców rozstrzelani. W latach 70-tych Wolna Europa podała, że był to największy mord na Żydach w okolicach Oleska.
W miesiącu kwietniu obchodzimy rocznicę Pamięci Narodowej - Cześć Pamięci Pomordowanych. Obecnie gród rodzinny wiedeńskiego zwycięzcy jest mocno zaniedbany, choć odwiedzają go wycieczki z Ukrainy i zagraniczne - to tylko 70 kilometrów od Lwowa.
Moja rodzina: żona, córka, syn, odwiedzili w latach 80-tych miejsce mojego urodzenia - serdecznie zapraszam i namawiam do odwiedzenia zamku Sobieskich.